wtorek, 13 grudnia 2016

14. [THE END]

«Maxwell»
Długo się na to zbierałem, aż w końcu zdecydowałem się zwierzyć się komuś, gdy na mojej drodze pojawiła się Marina.
Podczas piątkowego Basement Party, mimo chłodu panującego na zewnątrz (bo mamy luty), zabrałem ją do ogrodu. Usiedliśmy na bujanej ławeczce i zacząłem odpowiadać swoją historię.
- Od małego moi rodzice woleli mojego brata. Ja zawsze byłem ten gorszy, który w życiu nic nie osiągnie. Ojciec bił mnie, gdy przynosiłem ze szkoły oceny niższe niż Kurt. Później, gdy poszedłem na studia wyśmiewał mnie, że muzyk to nie zawód, a gdy mu się sprzeciwiałem potrafił mnie spoliczkować. Moja matka zazwyczaj pochodziła do tego neutralnie, próbowała złagodzić sytuację... - zamilkłem na chwilę. - Wiesz czemu jestem taki, a nie inny? Czemu składam takie propozycje, urządzam takie imprezy? - spytałem, a ona pokiwała głową na 'nie'. - Bo mój ojciec taki był. Przyłapałem go kiedyś jak w pracy zdradzał matkę. Zagroził wtedy, bym milczał. Później było tylko gorzej... - umilkłem, oczekując jakiejś odpowiedzi.
- Wiem przez co musiałeś przechodzić. Moja matka zawsze mnie poniżała. Zawsze Júlia była lepsza ode mnie. Wyobrażasz sobie jak to jest powiedzieć tak do dziecka? To chore. Od tamtej pory zamknęłam się w sobie i nie pozwalałam zbliżyć się do mnie nikomu... - westchnęła cicho. - Dopóki nie poznałam Ciebie. - uśmiechnęła się do mnie.
- Dziękuję. Czuję się zaszczycony. - odparłem.
- Oj nie masz za co, przyjacielu. - złapała moją dłoń.
- Oj jest za co, przyjaciółko. - uścisnąłem jej drobną rękę.
Resztę wieczoru spędziliśmy wpatrując się w gwiazdy. Marina to prawdziwa przyjaciółka, na której mogę polegać. Cieszę się, że jej zaufałem. To była najlepsza decyzja w moim życiu.

Od twego wieczora wszystko się zmieniło. Stałem się bardziej odpowiedzialny, przestałem wykorzystywać biedne studentki. Razem z Rossem ukończyłem doktorat z wyróżnieniem i rozpocząłem uczciwą pracę. A co do Mariny, poszła na magisterkę, bo chce być taka jak ja. Júlia wiele się nauczyła i znów są z Shinley przyjaciółkami, dobrymi przyjaciółkami.

-------------------------
Dziękuję za te 14 tygodni. <3 Mam nadzieję, że historia się podobała.
Teraz, na koniec, kilka spraw organizacyjnych:
1) Nowy blog to 'For your love...'
2) Pasmo zmienia nazwę na 'Bliźniacze Wtorki'
3) Serdecznie zapraszam, godzina nadal 8:00.
Buziaczki :*
Wiki R5er

wtorek, 6 grudnia 2016

13.

«Marina»
Nadszedł wieczór. Długo się wahałam czy iść do Maxwella, ale ostatecznie się zdecydowałam. Wybrałam wygodne ciuchy i udałam się do jego domu.
- Marina! - uściskał mnie na powitanie. - Myślałem, że nie przyjdziesz. - dodał.
- Ale jestem. Nie chciałam Cię zawieść. - odparłam i weszłam do piwnicy.
Zjęłam miejsce w pobliżu DJ-a. Młody chłopak, prawdopodobnie Ryland, uśmiechał się do mnie i zagadywał.
- Podobno Ty też lubisz muzykę... Może nagramy kiedyś wspólny kawałek? - zaproponował.
- No wiesz... Lubię muzykę, ale sława nie jest dla mnie. - odpowiedziałam.
- Szkoda... - mruknął pod nosem.
- Marino, chcę Ci kogoś przedstawić. - Max przyszedł do nas z wysokim blondynem.
- Ale my się znamy. Dobry wieczór, panie Lynch. - posłałam Rossowi promienny uśmiech.
- Mówiłem o tym Maxowi, ale chyba nie załapał. - Ross przysiadł się obok.
Wymieniłam z nim kilka zdań, a później poszłam na parkiet z Schneiderem. Przetańczyliśmy z trzy utwory i podeszliśmy do barku po alkohol.
- Marina... - zaczął i spojrzał mi prosto w oczy. - Chciałbym Ci coś wyznać. Możemy? - wskazał na wyjście.
- Możemy. - chwyciłam co za dłoń i ruszyliśmy do ogrodu, gdzie usiedliśmy na drewnianej huśtawce.
Gwiazdy świeciły nad naszymi głowami, a chłodne lutowe powietrze drażniło moje policzki.
- To trudna sprawa... - zamrugał kilka razy oczami. Pewnie by odpędzić łzy. - Nie wiem, czy chcesz słuchać o mojej przeszłości...
- Chcę. Jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej... - chwyciłam jego dłoń, a on spojrzał mi głęboko w oczy.
Poczułam się wyjątkowo. Nie znał mnie zbyt dobrze, gdyż byłam tylko jedną z jego studentek, a tak mi zaufał...

wtorek, 29 listopada 2016

12.

«Maxwell»
Wracałem ze spotkania z Rossem, gdy zauważyłem Marinę. Szła powoli, chwiejąc się na boki. W pewnym momencie straciła równowagę. Pobiegłem do niej i złapałem w ostatniej chwili.
- Marina... Ocknij się. - mówiłem do niej spokojnie.
Dziewczyna wyglądała jakby ktoś ją pobił. To pewnie dlatego zasłabła.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojego auta zaparkowanego niedaleko. Ułożyłem ją na tylnym siedzeniu i zabrałem do swojego domu. Po piętnastu minutach byłem na miejscu. Zabrałem Shinley do salonu i przyniosłem bandaże, czystą wodę i lód. Zacząłem opatrywać rany na jej ciele, gdy się ocknęła. Spojrzała na mnie zdezorientowana i wskazała na szklankę z wodą. Podałem jej naczynie i wróciłem do wcześniejszego zajęcia.
- To twój dom? - spytała, gdy poczuła się lepiej.
- Tak. Musiałem Cię tu zabrać, by Ci pomóc. Zasłabłaś na ulicy. -  odpowiedziałem i pomogłem jej usiąść na kanapie.
- Źle się poczułam. - mruknęła pod nosem i odstawiła szklankę na stolik do kawy.
- Coś się wcześniej stało? Wyglądałaś jakby ktoś Cię pobił... - mówiłem delikatnym tonem głosu.
- Júlia wpadła w furię za wczoraj. - odparła nieśmiało.
O nic więcej nie pytałem, tylko objąłem ją ramieniem. Uśmiechnęła się delikatnie. Jaka ona śliczna, jak się uśmiecha...

Tą noc spała u mnie, w mojej sypialni. Ja spałem w salonie. Bałem się, że coś jeszcze może się jej stać.
Rankiem przygotowałem posiłek dla naszej dwójki. Marina przyszła akurat wtedy, gdy nakładałem jedzenie na talerz.
- Smacznego. - rzuciłem, podając jej śniadanie.
- Dzięki. - uśmiechnęła się szczerze. - I na wzajem.- dodała i usiedliśmy przy stole.
- Jak się spało? - spytałem.
- Dobrze. A Tobie? Pewnie było niewygodnie... - ugryzła bułkę.
- Nie było źle. Czasami w ogóle nie śpię, więc wiesz... Jestem przyzwyczajony. - odpowiedziałem. - Wpadniesz dziś na imprezę? Będzie Ross z rodzeństwem i jeszcze kilka fajnych osób. - zaproponowałem.
- Zobaczę. W zależności jak będę wyglądać. - wlepiła wzrok w talerz.
- Jesteś śliczna. Nawet teraz, taka nieumalowana. - wypaliłem, nic nie myśląc, aż się zarumieniła.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się szczerze.
Po posiłku odprowadziłem ją do jej domu i zacząłem szykować piwnicę na dzisiejszą imprezę.

wtorek, 22 listopada 2016

11.

«Marina»
Następnego dnia, wieczorem, udałam się do Júlii. Dziewczyna była na mnie wściekła, bo wyznałam prawdę.
- Jesteś głupia!? Miałam taki dobry plan, a Ty wszystko zniszczyłaś! – krzyczała.
- To nie moja wina. Po prostu nie umiałam inaczej. – odparłam z łzami w oczach.
Ostatnimi czasami wyżywała się na mnie za wszystkie swoje porażki.
Rzucił ją chłopak - nakrzyczała na mnie.
Nie zdała egzaminu na prawo jazdy - pobiła mnie.
Rodzice się od niej odwrócili – obwiniła mnie o wszystko i ośmieszyła przed znajomymi.
Cokolwiek się nie stało, zawsze ja obrywałam. Zawsze to była moja wina.
- Jasne, jasne… - prychnęła. – Taki z Ciebie aniołek? Coś w to nie wierzę.
- Júlia, daj spokój. Nie możemy mu tego zrobić. To naprawdę w porządku facet. – odezwałam się nie śmiało.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić! – wydarła się i rzuciła we mnie leżącym na podłodze kartonem od butów.
- Skoro tak, to ja nie chcę tego dłużej ciągnąć. – wstałam z dywanu i ruszyłam do drzwi.
- Marino Shinley, nigdzie nie idziesz! – chwyciła mnie za włosy i pociągnęła do ziemi. – Nie pozwolę Ci więcej razy zniszczyć moich planów! – kopnęła mnie w brzuch, aż zwinęłam się w kłębek.
Z każdym kolejnym uderzeniem było coraz gorzej. Júlia była bezlitosna. Kopała mnie po żebrach, policzkowała, wyzywała… A ja? Pozwoliłam jej na to. Moja osobowość, wewnętrzna dobroć, nie pozwoliła mi na oddanie jej. Pozwoliłam łzom spływać po moich policzkach, rozmazując makijaż.
- A co tu się dzieje? – do pokoju wszedł chłopak Júlii. – Kochanie, co Ty robisz? – odciągnął ją ode mnie.
- Ona… Zniszczyła mój plan! – Júlia zrobiła smutną minę i schowała twarz w ramiona chłopaka.
Powoli, o resztkach sił, podniosłam się na nogi i łapiąc się ścian doszłam do drzwi. Opuściłam dom mojej pseudo przyjaciółki i ruszyłam w kierunku swojego domu. Słabo się czułam, więc co chwilę się zatrzymywałam, by odsapnąć. Nawet nie pamiętam kiedy całkowicie straciłam przytomność.

wtorek, 15 listopada 2016

10.

«Ross»
Było czwartkowe popołudnie. Siedziałem w kawiarni i czekałem na Maxwella. Ciemnowłosy wpadł do pomieszczenia chwilę przed czwartą. Trzeba przyznać, że jest naprawdę punktualny.
- Cześć stary. – rzucił i oklapnął na krzesło, po przeciwnej stronie stolika.
- Cześć. Opowiadaj co tam chciałeś. – odparłem i spojrzałem na kumpla.
- To była ciężka noc. – westchnął i ściągnął okulary przeciwsłoneczne. Po jego oczach rzeczywiście było widać zmęczenie.
- Co się stało? Coś nie wypaliło z tą imprezą? – zapytałem, rysując przy ostatnim słowie w powietrzu niewidzialny cudzysłów.
- Impreza okay. Wszystkie zaliczyłem… - zaczął, a ja zastanawiałem się o co mu chodzi. Rzeczywiście, miały przyjść do niego te młode studentki, ale nie sądziłem, że chodziło mu tylko o to. – Znaczy się zdały. – poprawił się.
- I dlatego nie spałeś?
- Nie, nie… Gdy dałem ostatniej wpis, do mojego mieszkania wkroczyła policja. – ściszył głos.
- Co od Ciebie chcieli? Coś przeskrobałeś, panie Schneider? – spytałem, udając powagę. W środku śmiałem się z jego głupoty.
- Ja nic nie zrobiłem. Taka jedna studentka, Júlia, nie wiem czy ją kojarzysz? – popatrzył na mnie, a ja przytaknąłem. Mam z jej grupą zajęcia, podobnie jak Max. – Wymyśliła sobie plan zemsty i wkręciła w niego Marinę.
- Shinley? Tą nieśmiałą dziewczynę? – niedowierzałem. Marina to najbardziej nieśmiała i zamknięta w sobie dziewczyna jaką znam. Nie wygląda na zbyt ufną.
- Tak, ona. Na szczęście wszystko się wyjaśniło. – odpowiedział i rozsiadł się wygodniej.
- A o co Cię oskarżono? – spytałem spokojnie. Schneider bywa strasznie wybuchowy, gdy ktoś zbytnio narusza jego prywatność.
- O to, że ją wykorzystałem, bo nie chciała przyjąć mojej propozycji. – odparł. – Ale nic takiego jej nie zrobiłem. Nie szarpnąłem jej, nie krzyczałem na nią, a tym bardziej nie zrobiłem jej tego. Za bardzo mi na niej zależy…
- Co? Zakochałeś się? – poderwałem się z miejsca.
- Nie, nic z tych rzeczy. – zaprzeczył. - Po prostu od kiedy ją poznałem wzbudziła moje zaufanie. A wczoraj… Czułem się tak, jakbym mógł powiedzieć jej wszystko o sobie. Jest naprawdę inteligentna.
- I utalentowana. – dorzuciłem, siadając z powrotem. - U mnie na egzaminie zagrała na skrzypcach.
- Fajnie. Chciałbym ja kiedyś usłyszeć. – westchnął.
Chwilę później kelner przyniósł nam po filiżance kawy i kawałku ciastka. Gdy znów zostaliśmy sami, wznowiliśmy rozmowę. Trochę  na temat uczelni, trochę na temat muzyki i jeszcze trochę na inne luźne tematy.

wtorek, 8 listopada 2016

9.

«Maxwell»
Przesłuchali mnie, a później zaprosili Marinę. Stwierdzili, że to dobra metoda, by dowiedzieć się, które z nas mówi prawdę. W momencie, gdy jej przerwałem, opowiadając jak było naprawdę, zasłabła. Wydałem z siebie przerażony krzyk i wyrwałem się strażnikom. Dobiegłem do dziewczyny i wziąłem ją na ręce. Wyniosłem ją na korytarz i ułożyłem na krzesłach. Przyniosłem z automatu trochę zimnej wody i czekałem aż się ocknie, delikatnie ją wachlując. Po chwili brunetka otworzyła oczy, mrugając kilkakrotnie, i podpierając się na rękach, podniosła się do pozycji siedzącej.
- Proszę. – podałem jej kubek.
- Dziękuję. – szepnęła  odgarnęła włosy za ucho.
- Zasłabłaś. Czy coś Cię zdenerwowało? – spytałem czule.
- Przepraszam. Źle postąpiłam. Te oskarżenia… To wszystko część planu Júlii. Czuje się oszukana, bo zaproponowałeś innym dziewczynom taką niestosowną propozycję. Myślała, że jest jedyna. – zaczęła opowiadać. – Wplątała mnie w to wszystko, ale ja naprawdę nie chciałam. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Po prostu odkręć to i będzie w porządku. – uśmiechnąłem się do niej.

Gdy Marina poczuła się lepiej, wróciliśmy do pokoju przesłuchań, gdzie wyznała całą prawdę. Po wszystkim zostałem uwolniony i mogłem wrócić do siebie. Przy drzwiach wyjściowych spotkałem Shinley. Stała smutna i patrzyła martwo przed siebie.
- Wszystko dobrze? – zapytałem, stając obok niej.
- Tak. Po prostu nadal mi wstyd. Ja przepraszam, tak bardzo przepraszam. – odwróciła wzrok w drugą stronę.
- Może Cię odprowadzę. Noc to nienajlepsza pora na samotne spacery. – zaproponowałem.
- Jeśli to nie problem. Mieszkam niedaleko centrum. – odparła.
- Uwierz mi, że ja i moi znajomi też. – powiedziałem i wyciągnąłem do niej rękę. – Chwyć się. Poczujesz się bezpieczniej.
Marina ostrożnie złapała moją dłoń i ruszyliśmy samym środkiem ulicy. Ze względu na późną porę nie było żadnych aut, więc nie musieliśmy się niczego obawiać. Odprowadziłem ją pod bramę jej domu i pożegnałem jak należy. Później wróciłem do siebie, gdzie do rana sprzątałem bałagan w piwnicy. Będę miał dużo do opowiedzenia Rossowi, gdy spotkamy się jutro na kawę.

wtorek, 1 listopada 2016

8.

«Marina»
Chodziłam nerwowo po korytarzu, ściskając w ręce papierowy kubek po kawie z automatu. Júlia siedziała jakby nic się nie stało i wyrównywała paznokcie pilnikiem.
- Nie rozumiem czym się tak przejmujesz. Należało mu się. Mówił, że jestem jedyna, a tu proszę… Zaprosił wszystkie. – mruknęła.
- Ty nic nie rozumiesz. – odburknęłam. – Oskarżyłam go o coś, czego nawet nie zrobił. – usiadłam obok niej.
- Wiesz… - przeciągnęła wyraz, jak to zwykle robi, gdy jest czymś znudzona. – Zrobiłabym to sama, ale Ty wyglądasz bardziej niewinnie. A po za tym, nie wiem czy zauważyłaś, ale Schneider jest Tobą zainteresowany. Śliczna, mądra i niedostępna. To go w Tobie ujęło. – schowała pilnik do torebki.
Z Júlią znam się już od liceum. Zawsze to ona była ta ładniejsza, bardziej lubiana. Ja zawsze pozostawałam w jej cieniu jako ta zamknięta w sobie, nieśmiała kujonka. Co prawda dużo się uczyłam, jednak to muzyka była moją pasją.
- Dasz sobie radę sama? – spytała, wstając z krzesła.
- Chyba. – odparłam.
- To dobrze. Mam randkę o dziesiątej rano, więc muszę się wyspać. Do zobaczenia, Mari. – cmoknęła mnie w policzek i zostawiła samą na tym smętnym, policyjnym korytarzu.

Pół godziny później, dwóch policjantów przyprowadziło Maxwella.
- Panie Schneider, ja przepraszam! – wyrwało mi się, a jeden z funkcjonariuszy, ten co wcześniej wysłuchiwał moich ‘zeznań’, spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Pani Shinley… No proszę. Jaka pani mściwa. Moją ofertę odrzuciłaś, a takie tu zamieszanie wprowadzasz. – odezwał się Max.
- Zaraz panią poprosimy jeszcze raz. – odezwał się ten drugi.
- Dobrze. – przytaknęłam i oparłam się plecami o ścianę.
Co ja wyprawiam? Czemu nie umiem sprzeciwić się Júlii? Czy moje życie już zawsze będzie tak wyglądać?

Ponad godzinę później, podczas której słyszałam wiele krzyków m.in. ‘Ja jej nic nie zrobiłem!’ czy ‘Jestem niewinny!’, wyszedł policjant.
- Pani Shinley, jest pani w stanie jeszcze raz złożyć zeznania? – spytał.
- Ttt-aak. – głos mi zadrżał. Kłamanie zbytnio mi nie wychodzi. – A czy pan Schneider przy tym będzie? – dopytałam. Jest mi wstyd spojrzeć mu w oczy.
- Tak. Musimy porównać wasze wersje wydarzeń. – odparł. – I niech się pani nie martwi. Nic pani nie zrobi. Strażnicy go pilnują.
Odetchnęłam ciężko, zabrałam swoją torebkę i weszłam do pokoju przesłuchań. Usiadłam na wskazanym krześle i spuściłam głowę, by nie patrzeć na Maxa.
- Więc, kiedy doszło do tego zdarzenia? – spytał główny komendant.
- To… To było w ten poniedziałek, około piętnastej czterdzieści, zaraz po zajęciach. – odparłam, tak jak wcześniej ustaliłyśmy z Júlią.
- Dobrze… - zanotował coś. – Co się wtedy stało?
- Pan Schneider zatrzymał mnie, chwytając za nadgarstek i zmuszając mnie, bym patrzyła mu w oczy. Później zaproponował mi seks za zaliczenie, na co się nie zgodziłam. Wtedy dostał furii i uderzył mnie w twarz z otwartej dłoni, krzycząc jakieś przekleństwa. – z trudem przełknęłam ślinę. - Groził, że nie da mi wpisu, gdy tego nie zrobię, a ja dalej się nie zgadzałam. Wtedy posadził mnie na biurko i…
- Dość tych kłamstw! – Max poderwał się. – Tego dnia w ogóle Cię nie dotknąłem. Zaproponowałem, by przyszła na imprezę z koleżankami, a ona narobiła hałasu, że wymagam od niej zbyt wiele. Pewnie pani Júlia, jej znajoma, coś jej nagadała i pani Marina się wystraszyła. Nie miałem złych zamiarów. – zaczął opowiadać.
Serce waliło mi jak szalone, a płuca nie nadążały dostarczać tlenu do organizmu. Zrobiło mi się słabo i ostatnie co pamiętam to przerażony krzyk Maxwella.

----------------------------
Witajcie serdecznie!
Dziś rozdział Mariną i to jeszcze jaki.
Jak myślicie, oskarżenia są prawdziwe? Po czyjej stronie jesteście?
Odpowiedź już za tydzień.
Pozdrowionka <3