«Marina»
Następnego
dnia, wieczorem, udałam się do Júlii. Dziewczyna była na mnie wściekła,
bo wyznałam prawdę.
- Jesteś głupia!? Miałam taki dobry plan,
a Ty wszystko zniszczyłaś! – krzyczała.
- To nie moja wina. Po prostu nie umiałam
inaczej. – odparłam z łzami w oczach.
Ostatnimi czasami wyżywała się na mnie za
wszystkie swoje porażki.
Rzucił ją chłopak - nakrzyczała na mnie.
Nie zdała egzaminu na prawo jazdy -
pobiła mnie.
Rodzice się od niej odwrócili – obwiniła
mnie o wszystko i ośmieszyła przed znajomymi.
Cokolwiek się nie stało, zawsze ja
obrywałam. Zawsze to była moja wina.
- Jasne, jasne… - prychnęła. – Taki z
Ciebie aniołek? Coś w to nie wierzę.
-
Júlia, daj spokój. Nie możemy mu tego zrobić. To naprawdę w porządku
facet. – odezwałam się nie śmiało.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić! –
wydarła się i rzuciła we mnie leżącym na podłodze kartonem od butów.
- Skoro tak, to ja nie chcę tego dłużej
ciągnąć. – wstałam z dywanu i ruszyłam do drzwi.
- Marino Shinley, nigdzie nie idziesz! –
chwyciła mnie za włosy i pociągnęła do ziemi. – Nie pozwolę Ci więcej razy
zniszczyć moich planów! – kopnęła mnie w brzuch, aż zwinęłam się w kłębek.
Z każdym kolejnym uderzeniem było coraz
gorzej. Júlia była bezlitosna. Kopała mnie po żebrach, policzkowała, wyzywała…
A ja? Pozwoliłam jej na to. Moja osobowość, wewnętrzna dobroć, nie pozwoliła mi
na oddanie jej. Pozwoliłam łzom spływać po moich policzkach, rozmazując
makijaż.
- A co tu się dzieje? – do pokoju wszedł
chłopak Júlii. – Kochanie, co Ty robisz? – odciągnął ją ode mnie.
- Ona… Zniszczyła mój plan! – Júlia
zrobiła smutną minę i schowała twarz w ramiona chłopaka.
Powoli, o resztkach sił, podniosłam się
na nogi i łapiąc się ścian doszłam do drzwi. Opuściłam dom mojej pseudo
przyjaciółki i ruszyłam w kierunku swojego domu. Słabo się czułam, więc co
chwilę się zatrzymywałam, by odsapnąć. Nawet nie pamiętam kiedy całkowicie
straciłam przytomność.
Co za akcja co za dramat!!! Proszę proszę...
OdpowiedzUsuńMyślę, że Max ją znajdzie ;)
Pozdrawiam i czekam na next.