«Maxwell»
Na niedzielny obiad wybrałem się do Lynchów.
Ross ze swoją dziewczyną Courtney szeptali sobie słodko, a najstarszy z
rodzeństwa Riker tulił Vanni Latimer. Pani Stormie i pan Mark wypytywali mnie o
doktorat, gdyż byli ciekawi czy mi też podoba się on tak bardzo jak Rossowi.
Spędziłem w ich towarzystwie miłe popołudnie, a później wróciłem do siebie, by
przygotować się na kolejne zajęcia.
W poniedziałkowe popołudnie znów byłem na
uczelni. Siedziałem w swojej sali i
czekałem na studentów, gdy przyszła do mnie ta piękna młoda dziewczyna.
- Marina Shinley. Studentka pierwszego
roku, kierunek muzyczny. - przedstawiła się. - Panie Schneider, to co było w
sobotę u pana... Przepraszam. To było takie nieetyczne... - zaczęła coś
gestykulować. - Nie chcę tylko, by to wszystko miało wpływ ja moje oceny. -
skończyła.
- Nie będzie miało. Ta propozycja... Masz
rację, imprezy u wykładowcy są nieodpowiednie. - odparłem. - Nie martw się o
nic. Nie jestem tym typem człowieka, co wymaga nie wiadomo czego za zaliczenie.
- Dziękuję. - posłała mi promienny
uśmiech i poszła zająć swoje stałe miejsce.
Cały czas ją obserwowałem. Wiem że nie
powinienem, ale nie umiem. Taka moja natura, że w głowie mam tylko śliczne
studentki...
Po zajęciach podeszła do mnie wysoka
blondynka w sukience, która więcej odkrywała niż zakrywała.
- Cześć słodziaku. - zakręciła pasemko
włosów na palec.
- Dzień dobry. - odparłem, próbując
zachować powagę. Nie chciałem, by kolejna dziewczyna przyczepiła się do mnie
jak Júlia.
- Ma pan czas dziś wieczorem czas? -
spytała.
- Kończę o osiemnastej, a potem chciałbym
odpocząć, więc raczej nie. - odpowiedziałem, wyjmując ze swojej torby na ramię
butelkę wody mineralnej.
- A może przyjdę wieczorem, zrobię
masaż... - kusiła.
- To nie najlepszy pomysł. - odkręciłem
butelkę i upiłem łyk.
- Oh Max... Wiem, że bardzo tego
chcesz... - położyła mi dłoń na klacie.
- Nie mogę. To niestosowne. - zakręciłem
butelkę i schowałem do torby. - Idź już. Zaraz przyjdzie kolejna grupa.- No dobrze. Tylko nie żałuj potem. -
wyszła, a ja odetchnąłem z ulgą.
Czyżby Maxwell zrobił się grzeczny? Odmówić studentce!? ;)
OdpowiedzUsuńSympatyczny rozdział. Był Rossiak :)
Zapraszam dziś na nowy rozdział u mnie :) i na nowy blog też.
Pozdrawiam.